Na początku dziadek zapytał mi się: Szukałaś już prezentu od Zajączka? Pamiętam, że miał bardzo wyraziste wąsy.
Później znalazłam się w ogródku drugich dziadków i szukałam czekoladowych jajek z dwoma innymi osobami (chyba moimi koleżankami z Gotowania w szkole). Dziwiło mnie to (i ciągle dziwi) dlaczego w Wielkanoc (?) na ziemi był pół-metrowy śnieg i ciągle byłam w stanie biegać. Znalazłam jajko pierwsza (instynktownie) i zaczęłam je jeść (instynktownie). Jajko nie miało żadnej folii, ani nic w tym stylu, w środku dokopałam się do śniegu, który był w środku.
Nagle pojawił się jakiś chłopak i powiedział, że kiedy niebo będzie niebieskie Ziemia spadnie i umrzemy. Spojrzałam na niebo i zobaczyłam chmurę, czarną jak węgiel i tylko kawałek niebieskiego nieba. Powiedziałam: Skoro mamy tylko godzinę życia lepiej zacznijmy tańczyć.
Pojawiliśmy się na strychu u moich dziadków, który jest ładnie wyremontowany z drewnianą podłogą. Muzyka w tle, widzę parę ludzi ze szkoły. Później tańczę z kimś i poruszamy się tak szybko, że odbijam się od podłogi i lecę. Dosłownie wiruję na środku strychu.
Nagle pojawiam się na balkonie, patrzę na niebo i jest już całe niebieskie z malutkimi chmurkami. Śnieg jest już prawie stopiony.
Później budzi mnie wibrowanie komórki i plakietka: 6:15 Wstawaj!
To chyba najpiękniejszy sen, który kiedykolwiek miałam. Zwykle mam nudne sny, wręcz bezsensowne. Dzisiejszy sen przekonał mnie, że sny rzeczywiście są takie krótkie, wszystko działo się tak szybko.
W śnie nie panikowałam, po prostu cieszyłam się ostatnią godziną.
A Wielkanoc i śnieg? To po prostu wynik mojej dziwnej wyobraźni.
♥♥♥
Julka