Kompletnie nie rozumiem. W angielskich szkołach 'frequency' (czyli frekwencja) chodzenia do szkoły jest strasznie ważna. Jeśli jesteś chora praktycznie musisz chodzić do szkoły, to nic, przecież zawsze możesz się czegoś nauczyć (!!!), a o wagarach to nawet nie wspomnę. W przypadku, kiedy Twój rodzic zadzwoni do szkoły, w celu powiedzenia, że nie możesz iść do szkoły, bo praktycznie umierasz, zostają przesłuchiwani pytaniami: Byliście z nią u lekarza? Czy nie może sobie odpocząć i wrócić w południe?
Wczoraj specjalnie wkurzałam matematyczkę i kaszlałam na jej lekcji, żeby wysłała mnie do domu. Muszę przyznać, że udało mi się. Była taka wnerwiona, że podała mi pracę domową 'bo przecież będzie ci się nudzić w domu bez matematyki' i wysłała mnie do recepcji. Oczywiście w recepcji, czekały na mnie kolejne pytania: Jesteś pewna, że nie chcesz zostać na lunch? Jakie lekcje omijasz?, ale w końcu tata mnie odebrał.
Dzisiaj na szczęście zostałam w domu. Mama nagrała się na automatycznej sekretarce zanim szkoła się zaczęła. Rodzice pojechali do Lizbony, na rocznicę ślubu, więc mam spokój od brata do szesnastej. Teraz czas na wszystkie odcinki Konia Rafała, jedzenie polskiej czekolady Wedla, no i kompletny, święty chillout. <troszeczkę przesadziłam z tą chorobą, wcale nie czuję się tak źle XDXD>.
Pozdrawiam i nie chorujcie, albo chorujcie tak, żeby wasi rodzice poszli do pracy, a Was zostawili samych w domu. ♥
Julietta x
No , ja też mam doś szkoły , ale no cóż , życie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam ;*
ja mam podobnie! nie mam na nic czasu, jeszcze ta szkoła mnie dobija. ciągle trzeba się z czegoś uczyć, już nie daje rady normalnie, nie mam siły, szkoda gadać... :C
OdpowiedzUsuńBrak czasu towarzyszy nie tylko Tobie. :)
OdpowiedzUsuńXOXO, elverka.